Wierna rzeka
Gdy już przylgniemy do siebie na dobre, gdy rozpoczniemy godowy taniec, zapominamy w końcu wymieniać się oddechami. Jeszcze chwila, i nasze ciała zaczynają ślizgać się o siebie czystym pożądaniem, lejącym się z ust, unoszącym się opiumowymi oparami ze skóry, spływającym liżącymi strużkami wzdłuż kręgosłupa, skraplającym się coraz obficiej na podbrzuszach i między udami.
Każdy, najdrobniejszy ruch nabiera oszałamiającej płynności i doskonałego impetu, który przegrzane umysły rejestrują ze zwielokrotnioną czułością. Jak pod lupą, w zwolnionym tempie, wewnętrzna źrenica o rozmiarach studni, rejestruje każdy lumen wpadającego światła. Nie dekonstruuję już pojedynczych kończyn, pocałunków, uścisków, przytłoczeń, wtłoczeń, zwarć i rozwarć, splotów i przewrotów, obciążeń, zderzeń, parć i zawirowań. Wszystko to zlewa się w słonawy strumień doznań, opływający wszystko wokół.
Płynę doskonałym ślizgiem z dziczejącym nurtem, który narasta falami, choć potem na chwilę wycisza się zwodniczo, napinając świadomość do granic wytrzymałości, bo przecież wiadomo, że za chwilę uderzy ze zdwojoną siłą. Zanurzam się na tyle głęboko, że docierają do mnie już tylko najintymniejsze dźwięki z głębin, liryczne wycie, bezgłośne westchnienia, kurczowe wyznania, litanie najczulszych przekleństw.
Przez jakiś czas próbujemy jeszcze powstrzymać falę palcem na ustach, zastygłym uściskiem, błagalnym szeptem. Przychodzi jednak chwila, gdy krzyk nie da się już zatamować: rozlewa się szeroką falą, i dajemy się jej wreszcie ponieść do końca. Płyny mieszają się ostatecznie, tworząc eteryczny balsam, który jeszcze przez chwilę wcieramy w siebie nawzajem łagodnymi ruchami.
Potem zastygamy na sobie, a energia uchodzi kojąco wszystkimi porami, chłodząc nieznośnie przegrzaną choć jednocześnie rozkosznie gładką skórę. I na moment odpływamy na drugą stronę, w rozkoszny niebyt wspólnej obecności.
niemniej dziękuję :D