Z dziennika popdporucznika Seblona (J. Genet)

Category: , , By kusy


Małe nadużycie: lektura Querelle de Brest Geneta poruszyła mnie swego czasu do tego stopnia, że pozwoliłem sobie wyekstrahować i posklejać w niejaką całość zapiski z dziennika podporuczunika, potajemnie i nieszczęśliwie zakochanego w marynarzu-mordercy. Poniżej efekty, w przekładzie własnym. W międzyczasie na rynku ukazała się polska wersja książki (Querelle z Brestu, tłum. Karolina Kot, Wydawnictwo KR, Warszawa 2003).


Kiedy dowiaduję się (na przykład z gazety), że wydarzył się jakiś skandal, lub gdy tylko obawiam się, że coś mogłoby się zdarzyć, przygotowuję się do ucieczki: zawsze wydaje mi się, że będą mnie podejrzewać o sprawstwo. Jawię się sobie jako istota demoniczna, ponieważ wyobrażam sobie rzeczy skandaliczne.

------------------------------------------------

Co do zwalistych chłopców w moich ramionach, to czułości, namiętne pocałunki, jakimi pieszczę ich twarze, i koce, którymi ich delikatnie przykrywam, są ledwie przejawem wdzięczności pomieszanej z zachwytem. Czy to prawda, czy nagi i udręczony wreszcie samotnością, w której bronię swej odrębności, mogę mocno przycisnąć do siebie tych młodzieńców, których odwaga i siła tak bardzo uszlachetnia, że mnie miażdży, przydeptuje swymi stopami? Nie śmiem w to wierzyć, i łzy napływają mi do oczu, gdy dziękuję Bogu, że obdarzył mnie takim szczęściem. Moje łzy mnie rozmiękczają. Roztapiam się. Z ich wilgocią na ustach wiję się, rozpływam się w czułości dla ich twardych, gładkich chłopięcych warg.

------------------------------------------------

Ostre, czasem niemal podejrzliwe, karcące spojrzenie, jakim homoseksualista obdarza napotkanego pięknego i młodego mężczyznę, jest zarazem krótką lecz intensywną medytacją nad własną samotnością. Przez ułamek sekundy trwa w nagłym, intensywnym skupieniu, w wewnętrznym pomieszaniu strachem przed odrzuceniem. "Byłoby pięknie..." - myśli. A jeśli nie myśli, mówią to jego ściągnięte brwi, przekleństwo mrocznego spojrzenia.

------------------------------------------------

Ma w zwyczaju przypatrywać się odkrytym częściom swego ciała. (ON to Querelle, którego imienia oficer nigdy nie zapisuje, bynajmniej nie z ostrożności przed kompanami czy przełożonymi; i bez tego treść dziennika skompromitowała by go całkowicie w ich oczach.) Podziwia je. Szuka wągrów, nadłamanych paznokci, pryszczy. Jeśli nie znajduje żadnych skaz tego rodzaju, złości się i je sobie wymyśla. Oddaje się tej zabawie ilekroć nie ma nic do roboty. Dziś wieczór kontroluje nogi. Porastające je ciemne włosy są silne, lecz wydają się lekkie. Od stóp aż do pachwin tworzą rodzaj mgły, która sprawia, że siła, szorstkość, skalistość mięśni łagodnieją. To doprawdy zdumiewające, że będąc oznaką męskości, okrywają nogi z tak wielką i sumienną łagodnością. Sprawia Mu przyjemność przypalanie sobie włosów papierosem, pochyla się nad nimi, by powąchać zapach spalenizny. Nie uśmiecha się, jak to zwykle robi. Odprężone ciało to Jego największa namiętność. Mroczna, mało wzruszająca namiętność. Pochyla się nad nią i w niej się przegląda. Patrzy na siebie samego przez lupę. Obserwuje najdrobniejsze zjawiska z dociekliwością badacza owadów. Jakże cudowną walutą odpłaca Mu się za to Jego ciało: każdym, pełnym glorii błyskiem najlżejszego poruszenia!

------------------------------------------------

Nigdy nie jest nieobecny duchem, zawsze skupiony na tym, co robi. W każdej sekundzie. Nie wie co to marzycielstwo. Jego teraźniejszość jest wieczna. Nigdy nie odpowiada "mimochodem". Mimo to irytuje mnie dziecinność Jego widocznych obaw.

------------------------------------------------

Mogłem ustać na nogach, przechył nie był aż tak mocny, ale natychmiast z radością wykorzystałem kołysanie statku, by stracić równowagę i się zatoczyć, za każdym razem w Jego kierunku. Udało mi się nawet otrzeć się o Jego łokieć.

------------------------------------------------

Jakże bym chciał - o, niczego bardzie pragnę! - by pod tą monarszą szatą skrywał się zwykły szubrawiec! Leżeć u Jego stóp! Całować palce!

------------------------------------------------

Chcąc się do Niego zbliżyć, upozorowałem dłuższy urlop i zachowywałem się, jakbym chciał wyjechać. Miałem nadzieję, że moja nieobecność i wzruszenie przy powrocie pozwolą mi zdobyć się na śmiałość i zwrócić się do Niego per ty. Jednak nie wytrzymałem. Wracam. Znów Go widzę i, niemal w złości, wydaję mu jakiś rozkaz.
Mógłby pozwolić sobie na wszystko. Mógłby pierwszy odezwać się na ty, splunąć mi w twarz.
"Mówicie mi na ty!", powiedziałbym.
Cios, wycelowany w sam środek mojej szczęki, nie zagłuszyłby jego cichego, śpiewnego głosu:
"Moje wulgarne grubiaństwo czyni mnie królem i nadaje mi wszelkie prawa."

------------------------------------------------

Cóż to za szczęście, zamknąć w ramionach tak piękne ciało, nawet jeśli jest mocne i wielkie! Silniejsze i większe niż moje.

------------------------------------------------

Mrzonki. Czy się ziszczą? On każdego wieczora schodzi na ląd. Gdy wraca, brzegi jego lnianych, błękitnych spodni, które wbrew przepisom opadają na stopy, są poplamione. Zapewne nasieniem i kurzem ulic, które zamiata postrzępionymi nogawkami. Jego portki to najbrudniejsze marynarskie spodnie, jakie kiedykolwiek widziałem. Gdybym zażądał od Niego wyjaśnienia w tej sprawie, uśmiechnąłby się i zsunął czapkę na kark:
"To te wszystkie typki, które ciągną mi druta. Kiedy się przyssają, walą sobie konia między moimi nogami. No i się spuszczają. To wszystko."
Byłby z tego dumny. Obnasza te plamy wszem i wobec, w chwale bezwstydu: to Jego odznaczenia.

------------------------------------------------

Ten dziennik jest właściwie niczym więcej, jak modlitewnikiem.

------------------------------------------------

Querelle opowiadał swoim towarzyszom, że jest ofiarą plakatów werbujących do marynarki! Ja jestem ofiarą plakatów i ofiarą ofiary plakatów.

------------------------------------------------

Wracam. Wciąż jeszcze rozmyślam o żywocie tamtego papierosa pomiędzy palcami marynarza. Papieros doskonały. Tlił się, poruszał między niemal nieruchomymi palcami Querelle, który nie wiedział nic o odrębnym życiu, jakim obdarzał niedopałek. Nie potrafiłem oderwać wzroku ani od tych palców, ani od przedmiotu, który ożywał między nimi. Jakże pełne wdzięku było to życie, jakże eleganckie, delikatne, skrzyste jego ruchy! Querelle przysłuchiwał się kumplowi, który opowiadał o jakiejś dziwce z burdelu.

------------------------------------------------

"Nigdy siebie nie widziałem". Czy posiadam wdzięk, któremu ulegają inni? Kto oprócz mnie poddaje się urokowi Querelle? W jaki sposób mógłbym stać się Nim? Czy potrafiłbym przywdziać Jego najpiękniejsze klejnoty: Jego włosy, Jego jądra? A także Jego dłonie?

------------------------------------------------

Podciągam rękawy piżamy, by nie przeszkadzały mi się onanizować. Ten prosty ruch czyni mnie zapaśnikiem, mężczyzną. Takim widzę siebie przy Querelle, ukazuję się przed nim jako pogromca. Jednak koniec jest smutny: wycieram brzuch ręcznikiem.

------------------------------------------------

Querelle! Ci wszyscy Querelle marynarki wojennej! Piękni marynarze, słodcy niczym dziki owies.

------------------------------------------------

Querelle stoi na brzegu i wciąga na piach ciężką szalupę : ciągnie ją czterech marynarzy, ich piersi prężą się z wysiłku, lina oplata ich lewe ramiona. Querelle się odwrócił, ciągnie tyłem. Z pewnością nie chce przyjąć pozycji zwierzęcia pociągowego. Zauważył, że go obserwuję. Pierwszy odwróciłem wzrok.

------------------------------------------------

Piękno stóp Querelle. Jego nagie stopy. Przyciska je mocno do pokładu. Stawia szerokie i powolne kroki. Mimo uśmiechu twarz Querelle pozostaje smutna. Przypomina mi swym smutkiem młodego, bardzo silnego i bardzo męskiego chłopaka, który popełniwszy ciężkie przewinienie zostaje schwytany niczym dziecko. Zdruzgotany surowością kary stoi w ławie oskarżonych. Mimo uśmiechu, swej urody, pychy, mimo promieniującej siły swego ciała i swej odwagi, Querelle sprawia wrażenie, jakby dźwigał nieopisane piętno głębokiego poniżenia. Dziś rano był pokonany, Jego wzrok wyrażał zmęczenie.

------------------------------------------------

Querelle spał w słońcu na pokładzie. Stanąłem przed nim i przyglądałem się Mu. Moja twarz zanurzyła się w jego twarzy, szybko się wycofałem: obawiałem się, żeby mnie nie zobaczył. Ponad nieskończony moment spokoju i bezpieczeństwa, kiedy dane mi będzie zasnąć z Nim ramię w ramię, przedkładam te pospieszne, niezręczne minuty, te ułamki sekundy, które trzeba zniszczyć, chociażby dlatego, że nogi nie pozwalają zbyt długo się pochylać, albo dlatego, że ramię niewygodnie leży, drzwi - lub powieki - nie są dokładnie zamknięte. Takie momenty wykradam dla siebie, a Querelle nic o tym nie wie.

------------------------------------------------

Jesteśmy na morzu. Burza. Co zrobiłby Querelle, gdyby okręt zatonął? Czy próbowałby mnie ratować? Nie wie, że go kocham. Usiłowałbym go ocalić, ale jeszcze bardziej starałbym się, żeby On ratował mnie. W obliczu katastrofy każdy zabiera ze sobą to, co najbardziej kocha: skrzypce, rękopis, fotografie... Querelle zabrałby mnie. Ale wiem przecież, że najpierw ratowałby swoje piękno, a ja musiałbym zginąć.

------------------------------------------------

Patrzył, jak majtek myje pokład. Ponieważ nie znalazł innego oparcia, złożył dłonie na pasku, nad klapą u spodni: jedna na drugiej. Pochylił górną część ciała, i pasek naprężył się pod ciężarem niczym struna, a z nim również skraj niebieskiego materiału.

------------------------------------------------

Wyję, gdyż nie mogę dotknąć żadnego członka. Wykrzykuję swą mękę morzu, nocy, gwiazdom. Wiem, że na rufie statku pełno jest wspaniałych członków, których nigdy nie zaznam.

------------------------------------------------

Querelle zostawił koszulkę we mojej kabinie. Leżała na podłodze. Ten marynarski trykot w paski podziałał na mnie jak prążkowana skóra leoparda. Jeszcze mocniej - nie sama skóra, lecz zwierzę, które skuliło się, skryło się w sobie, pozostawiając tylko swą powłokę. "Wydaje się, że tu go zostawiłem". Ale gdy go dotknę, kiedy wyciągnę rękę, sweter urośnie pod naporem mięśni Querelle.

------------------------------------------------

Querelle przyszywa sobie guziki. Obserwuję z czułością jego dłoń, by pomóc mu nawlec nitkę. Jego ruchy nie mogą wydać się śmieszne, ponieważ On, który je wykonuje, przytulał się wczoraj do dziewczyny i przyparł ją do drzewa. Uśmiechał się przy tym zwycięsko. Gdy Querelle pije kawę obraca w tę i z powrotem filiżankę, by rozpuścić cukier w ostatnich kroplach płynu. Jego prawa ręka porusza się wtedy w kierunku przeciwnym wskazówkom zegara - typowo kobiecy odruch. Jednak pięć minut później beka jak mężczyzna. Nawet najbłahsze czyny Querelle przepełnione są człowieczeństwem, naznaczone szlachetnością, która je wszystkie zrodziła.

------------------------------------------------

Noc na morzu. Morze i noc nie dają mi spokoju. Wręcz przeciwnie. Wystarczy, że obok przemknie sylwetka marynarza... Musi być piękny. Pod osłoną cienia, pod działaniem mroku nie może być inny. Statek kryje w swych trzewiach wspaniałe, przybrane w biel i azurowy błękit zwierzęta. Którego z tych mężczyzn mam wybrać? Zaledwie oderwałbym się od jednego, już pragnąłbym następnego. Jakże kojąca jest świadomość, że istnieje tylko jeden marynarz: ten marynarz. Wszyscy oni są zaledwie chwilowym - fragmentarycznym i zredukowanym - wcieleniem marynarza. Mają wszystkie jego przymioty: siłę, hart, piękno, okrucieństwo itd., tylko nie jego wielość. Każdy chwilowy w swym istnieniu majtek służy wizerunkowi marynarza. W moich oczach wszyscy istnieją jednocześnie, wszyscy - a żaden z nich nie jest marynarzem, którego razem tworzą, marynarzem, który staje się w mojej wyobraźni, który może istnieć tylko we mnie i przeze mnie. Ta wizja mnie uspokaja. Ten marynarz jest mój.

------------------------------------------------

Zwycięzcą czyni Go każdy lok, każdy mięsień, oko i ucho, skręcone i wycyzelowane. Z najmniejszej zmarszczki, z każdego ukrytego przed światłem zakamarka wyłania się rysunek Jego ciała i wzrusza mnie. Zgięcie kończyny, wcięcia linii ramienia lub szyi, wywołują we mnie poruszenie, w którym się pogrążam, aby jeszcze głębiej utonąć w zachwycie nad jego brzuchem. Jest czuły niczym ziemia pod ściółką pokrytą igliwiem. Czy On widzi całe to piękno, które o nim stanowi? Czy wie o swojej sile? W portach i stoczniach obnosi się w blasku dnia ze swoim mrocznym ciężarem, ciężarem nocnych cieni, w których tysiące spojrzeń znajduje spokój, z których czerpie orzeźwienie; w nocy na jego ramionach spoczywa wiązka promieni. Jego ręce zdobywcy odganiają fale morza, które jest Mu domem, ocean cofa się, kładzie się u Jego stóp, Jego pierś zdaje się ledwie przyjemnym zapachem, falą aromatów. Jego obecność na statku jest równie zdumiewająca, równie wymowna i oczywista, jak obecność furmańskiego bata, wiewiórki czy darniny.

------------------------------------------------

Dziś rano przeszedł koło mnie. Nie wiem, czy mnie widział. Dwoma palcami, między którymi tkwił papieros, zsunął czapkę na tył głowy i - nie wiem do kogo - powiedział przed siebie, w rozświetlone słońcem powietrze:
"Zuchwały trik, tak to się robi."
Jego lśniące loki, skończone w swej formie, jasne i ciemne, pokrywały nasadę czoła. Spojrzałem na niego lekceważąco. W takich chwilach jak ta, przywdziewa grona słońca i nocy, wykradzione z morskiej winnicy, które roześmiane dziewczyny zrywają potem na brzegu.

------------------------------------------------

Powinien rozłożyć nogi, a ja, siadając, oparłbym na nich ręce, niczym w fotelu.

------------------------------------------------

Oficer marynarki. Jako młodzieniec, jeszcze jako uczeń, kiedy decydowałem się na zawód marynarza, nie wiedziałem, jak wspaniałe alibi sobie w ten sposób zapewniam. Celibat znalazł usprawiedliwienie. Kobiety nie pytają, dlaczego marynarz nie ma żony. Obwiniają nas, ponieważ znajdujemy jedynie ulotne miłostki, nie znamy prawdziwej miłości. Morze, osamotnienie. "Dziewczyna w każdym porcie." Nikt się nie zastanawia, czy jestem zaręczony. Ani towarzysze, ani moja matka. Prowadzimy twarde życie.

------------------------------------------------

Jestem coraz mniej stanowczy na służbie od kiedy pokochałem Querelle. Moje uczucia sprawiają, że mięknę. Im bardziej go kocham, tym realniejsza i czulsza, tym smutniejsza - ponieważ niespełniona - staje się kobieta we mnie. Za każdym razem, gdy w objawieniu uświadamiam sobie swój stosunek do Querelle, zastanawiam się w obliczu całego cierpienia i porażek, jakich zaznałem: "Po co to wszystko?".

------------------------------------------------

Powracam po dziesięciu dniach odkomenderowania. Spotkanie z Querelle wywołuje we mnie (i w wypełnionym słońcem powietrzu wokół mnie) lekki szok, wybuch czułego tragizmu. Wobec wagi tego powrotu cały dzień rozpływa się w jasnych oparach. Ostateczny powrót do domu. Querelle wie, że go kocham. Czyta to w moich wpatrzonych w Niego oczach, a ja wiem, że on wie. Jego przebiegły, niemal bezczelny uśmiech zdradza mi to. Ale każdy szczegół Jego osoby jest powodem, dla którego czuję się z Nim związany, więcej jeszcze: każe mi wciąż od nowa coraz bardziej się z Nim związywać. Obaj jesteśmy zmieszani i to pozwala nam jeszcze silniej odczuwać szczególne znaczenie tego dnia. Dziś wieczór nie mógłbym kochać Querelle, nawet gdyby tego zażądał. Podobnie jak nikogo innego. Wszystkie moje zmysły rozpływają się w radości z powrotu i w tym szczęściu się zamykają.

------------------------------------------------

Chwała Querelle
Przyłożył ucho do drgającej trumiennej ściany. Querelle słucha rozbrzmiewającej dla Niego mszy umarłych. Uzbraja się w swą mądrość, by przyjąć uderzenie anioła. W czarnym aksamicie traw, ziół, paproci, wśród pełnej życia nocy swego najintymniejszego z oceanów, trzyma oczy szeroko otwarte. Z delikatnej, bladej, olśniewającej twarzy zniknął wyraz łagodnego uwielbienia dla mordu, nie przebiegł po niej najmniejszy dreszcz. Tylko jego blond włosy się poruszały. Czasem podnosił się wielki dog, leżący między jego nogami, przyciskał się do ciała swego pana i stawał się jednością z jego ramionami. Stał tak, warczący i czujny. Querelle wie, że znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Wie także, że zwierzę go chroni. Mówi: "Jednym ukąszeniem rozerwę mu tętnice...", i sam sobie nie do końca zdaje sprawę, czy ma na myśli psa, czy białe gardło siusiającego dziecka.

------------------------------------------------

Wiem, że nigdy nie opuszczę Querelle. Całe moje życie zostanie mu poświęcone. Ostatnio spojrzałem na niego bez lęku i spytałem:
"Macie lekkiego zeza?"
Zamiast się rozzłościć lub bezczelnie zareagować, ten wspaniały chłopak odpowiedział mi głosem, który nagle zabrzmiał smutno i zdradził istnienie małej, ale nieuleczalnej rany:
"Nic na to nie poradzę."
Pojąłem natychmiast, że to słaby punkt, przez który przeniknąć może moja czułość. Gdy urażona duma rozsadza jego pancerz, przestaje być istotą z marmuru, staje się człowiekiem z krwi i kości.

------------------------------------------------

Kiedy cierpię, nie umiem wierzyć w Boga. Zbyt dotkliwie odczuwałbym moją bezsilność, gdyby przyszło mi skarżyć się przed istotą - przed NIM, który jest nieosiągalny. W bólu trzymam się tylko siebie samego. W nieszczęściu, które zawdzięczam komu innemu.

------------------------------------------------

Querelle jest piękny i wydaje się tak czysty (a ten pozór wystarcza mi za całą rzeczywistość), że z upodobaniem przypisuję mu zbrodnię. Niecierpliwię się, chciałbym wiedzieć, czy próbuję w ten sposób zbrukać Ukochanego, czy też raczej zniszczyć, obrócić wniwecz Zło i pozbawić je całej mocy, stawiając naprzeciw jego ludzkiej postaci symbol czystości.

------------------------------------------------

Co robi, kiedy schodzi na ląd? Jakie przygody go unoszą? Z upodobaniem ale też i smutkiem wyobrażam sobie, że służy zaspokojeniu pożądania jakiegoś przechodnia, zagubionego we mgle. Ze szczególną ostrożnością czyni propozycję, by towarzyszył Mu przez chwilę w dalszej drodze. Querelle nie dziwi się i podąża za nim w niemym uśmiechu. Gdy tylko znajdują odpowiednią kryjówkę, chociażby załom w murze, Querelle, wciąż milczący i uśmiechnięty, rozpina spodnie. Mężczyzna klęka. Kiedy wstaje, wsuwa sto franków w obojętną dłoń Querelle, potem znika. Querelle wraca na pokład lub idzie do dziewczyn.

------------------------------------------------

Rozmyślam nieco nad tym, co właśnie napisałem: wykorzystanie Go jako uśmiechającego się w milczeniu obiektu, służalczość, nie pasują do Querelle. Jest zbyt silny, a poprzez podobne wizje staje się nagle wyniosłą maszynerią, która może mnie zgnieść, zanim zdążę sobie to uświadomić.

------------------------------------------------

Wspominałem już, że chciałbym, aby był obłudnikiem: pod odświętnym i chłopięcym marynarskim mundurem skrywa gibkie, porywcze ciało, a w tym ciele duszę mordercy, tego jestem pewien.


(fragmenty powieści Querelle de Brest Jeana Geneta, tłumaczenie i wybór własny)
 

0 comments so far.

Something to say?