Sen mara...

Category: , By kusy
Piątek zakończył się specyficznie...
Pierwotnie P. miał przyjechać po mnie i moje pranie, ale został dużej w pracy, wskutek czego, zanim sam porządnie przygotowałem się do wyjścia, była już prawie dwudziesta. W efekcie jak tylko się zjawiłem, Chłopcy wybyli z domu na cotygodniowe zakupy, dzięki czemu - niczym nie zrażony - natychmiast zanurzyłem się w godzinnej kąpieli. Niedospanie ostatnich dni porządnie dawało mi się już we znaki, ale godzinne pławienie się w gorącej wodzie postawiło mnie jeszcze na chwilę na nogi.
Czysty i pachnący przyłożyłem głowę do poduszki, czekając na gospodarzy, co trochę potrwało, jako że odstawiali jeszcze samochód do naprawy.
Potem oddałem się relaksującej lekturze, podczas gdy tamci dwaj szaleli wokół w ferworze przygotowań do porannego wyjazdu do Stolycy. Dlatego właśnie między innymi zostałem zaproszony na cały weekend: abym zaopiekował się nieodrodnymi córami domu (czyli kocicami-ulubienicami). Sącząc pysznego drinka z dodatkiem granatu z narastającym rozczuleniem obserwowałem rosnące sterty odzieży i pakunków, zastanawiając się, ile na boga rzeczy można zabrać na dwudniowy wypad.
Gwoli ścisłości P. musiał uwzględnić także garnitury służbowe, co go poniekąd usprawiedliwiało, niemniej ostateczna ilość bagażu i tak wprawiła mnie w lekkie osłupienie.
Potem nastąpiła część artystyczna: M. uznał , że nie może pokazać się w Warszawce z tak nieuporządkowaną fryzują, w związku z czym przystąpiłem do strzyżenia. Włosy miał na tyle długie, że zajęło mi to godzinę, zwłaszcza że się rozpędziłem, i skracając raz tu, raz z drugiej strony, obciąłem wszystko całkiem radykalnie. Nie był zdaje się zachwycony, P. wykrzyknął tylko dramatycznie: 'ale go ogoliłeś!' ale cóż - nie powinni dawać maszynki do ręki narwanemu gościowi po jednym piwie.
Kiedy wreszcie się uspokoiło, a szklanki zaświeciły grubymi denkami, położyliśmy się spać. Jak na moje ostatnie możliwości - nieprzyzwoicie wcześnie, bo coś około pierwszej...

=======================================

Jeszcze zanim zasnąłem, zaczęło mi się cudownie śnić: zwinne palce szybko odnalazły najwrażliwsze miejsca, powietrze wokół rozrzedziło się gwałtownie, by już za chwilę zacząć na powrót gęstnieć.
Ciche pieszczoty stawały się coraz bardziej natarczywe, Podniecenie narastało tak intensywnie, że chwilami nie byłem pewien, czy to, co tak przenikliwie rejestruję, to prawdziwe dotknięcia. Każde muśnięcie wywoływało skurcz świadomości. W coraz większym skupieniu rejestrowałem każdy ruch zamykającej się dłoni. Cały czas balansowałem na granicy spełnienia, a jednocześnie ze zdumieniem stwierdzałem, że z oddechu na oddech spokojnieję, wznoszę się gdzieś ponad własne ciało i łagodnieję.
I tak trwałem w zawieszeniu jak nigdy, jednocześnie wyczerpany i uskrzydlony, wsłuchany w duet spokojnych oddechów, wpatrzony w twarz przede mną, skupioną w studiowaniu mojego pobudzenia. Wszystko się we mnie zatrzymało i czułem, że mógłbym tak trwać w tej cudownej lewitacji bez końca, kołysany kojącymi ruchami ramienia.
A jednak w końcu zapragnąłem absolutu i wziąłem sprawy w swoje ręce. Skinieniem głowy Upewniłem się, że to już, i popłynąłem poddańczo, spłynąłem całkowicie na rozwarte palce, by już za chwilę spijać z nich łapczywie swoje gorzkawe nasienie.
Piję zdecydowanie za dużo kawy.
Zasnałem wreszcie na dobre, ale przypadkowe dotknięcia przedzierały się do mojej świadomości do samego rana, całkowicie się z nimi stapiając. O świcie usłyszałem jeszcze tylko półgłośne 'muszę się na ciebie spuścić', a po klatce piersiowej rozlało się od brzucha kojące ciepło.
Czasem aż boję się, co mogło by się stać, gdybyśmy nie kochali się we śnie.

Kiedy się obudziłem, Chłopców już nie było. Pociag odjeżdżał o szóstej.
I tylko zapach koszulki potwierdzał, co działo się tej nocy.
 

0 comments so far.

Something to say?