Noe Hernandez
Hernandez niepokoi. Maską przyłożoną do twarzy, pulsującym sercem w otwartym torsie. Piękno fizyczne skażone krwawą rysą, śladem po kuli, skuleniem ramion. Harmonia przebita lotkami w boku świętego Sebastiana, zachwiana wyschniętą czaszką w dłoni pięknego Adonisa.
Hernandez prowokuje motywami religijnymi. W tryptyku po jednej stronie nagiego młodzieńca umieszcza wizerunek bolejącej Matki Boskiej, po drugiej - zniekształconej bólem twarz Chrystusa w koronie cierniowej.
Zmysłowość to nieuniknione cierpienie. Piękno fizyczne blednie pod brzemieniem nieszczęścia, jakie sprowadza na siebie i innych. Uroda skontrapunktowana rozkładem.
Ciała bez twarzy, bez historii i przyszłości, schwytane w pułapkę własnej atrakcyjności. Zrezygnowani mężczyźni zamknięci w witrażowych skrzyniach, wystawieni na zatroskane spojrzenia równie bezradnych aniołów. Bezimienne postaci, skazane na niebyt już za życia.
Cóż z tego, że piękne, skoro nie dość, że pięknem przemijającym, to w dodatku wykreowanym.